piątek, 28 lipca 2017

Podróże małe i większe..cz.2

Dokładnie dwa miesiące temu wylądowała u nas trójka gości, z którymi spędziliśmy bardzo intensywnie ostatni majowy weekend.  Pisałam o nim w części  pierwszej z 14 czerwca.  
Po tym wycieczkowym weekendzie, nasz czterodniowy tydzień spędzaliśmy nieco spokojniej i skupiając się na tym, co ciekawego mamy na miejscu i w najbliższej okolicy. 
I o tym właśnie będzie w dzisiejszym wspomnieniowym wpisie. Zapraszam do bliższego poznania Kettering, gdzie zaczęliśmy już nasz 20 miesiąc pobytu :)

W tym niewielkim mieście i jego okolicy wcale nie jest tak niewiele do zobaczenia, więc może zabraknąć czasu, sił a czasem i nieco lepszej pogody, aby pokazać naszym gościom to wszystko, co planowaliśmy i uważaliśmy, że jest godne uwagi. Tak niestety było i na początku czerwca.




Pod koniec czerwca zdążyliśmy jeszcze mieć u siebie kolejnych gości z Polski, a już jutro wieczorem to my zaczniemy gościć się w Polsce ;) 
Pomiędzy zdążyła wydarzyć się jeszcze masa innych rzeczy, jak bliższe poznanie angielskiej służby zdrowia (włącznie ze szpitalem niestety), mój egzamin City&Guilds z angielskiego oraz mnóstwo ciekawych wydarzeń w szkole, w której nasi synowie 21 lipca zamknęli swój pierwszy rok z niesamowitymi wynikami w dodatku. I to wszystko w ciągu miesiąca! Na szydełkowanie udawało mi się jeszcze jakoś znaleźć chwilę, ale pisanie niestety leżało odgłogiem..
Ale właśnie zamiast się pakować ( bo bardzo tego nie lubię) zaczynam nadrabiać zaległości na blogu i wracam myślami do naszych drugich czerwcowych gości..Wyprawę z nimi po naszej najbliższej angielskiej okolicy zaczęliśmy bowiem od Wicksteed Park, z którego dwa zdjęcia powyżej. 
Z parku tego słynie nasza miejscowość i właśnie do niego w weekendy i wszystkie holidays zjeżdżają się z okolicy całe rodziny. Został on założony już na początku XX wieku i jest to jeden z najstarszych na Wyspach tzw. lesuire park z zachowanymi do dziś, takimi atrakcjami jak kolejka wąskotorowa, jeżdżąca wokół parku  czy waterchute - zjazd łodzią z wysokości prosto do rzeki. O historii parku można poczytać nieco na tablicy widocznej na zdjęciu powyżej lub w skrócie obejrzeć w zamieszczonym ostatnio przez Anglia News filmiku - history of Wicksteed Park

Od ośmiu miesięcy mieszkamy jedynie 10 min piechotką od Wicksteed Park, więc chętnie i często go odwiedzamy. Oprócz zieleni bowiem, jeziora z różnorodnym ptactwem i ciekawymi urządzaniami na placu zabaw, oferuje on, zarówno dla dzieci i dorosłych, liczne odpłatne atrakcje (w rozsądnej cenie, bo np. za £15 dziecko może korzystać cały dzień ze wszystkiego bez ograniczeń). Wśród nich są zaś: jedna z najdłuższych w Europie tyrolka, ścianka wspinaczkowa, rollercoaster, gokardy, najróżniejsze karuzele dla dzieci w każdym wieku, lasery, park linowy, i masę jeszcze innych rozrywkowych rzeczy.
Cały dzień zatem to mało, aby z tych wszystkich atrakcji skorzystać. Będąc zatem pierwszy raz z naszymi majowo-czerwcowymi gośćmi, dzieciaki wybawiły się najpierw  na darmowej części parku. Dorośli natomiast opracowali plan na kolejną wizytę, aby wrócić tam ponownie z okazji 1 czerwca. Nasza trójka łobuziaków mogła się wówczas wyszaleć na wszelkiego rodzaju karuzelach, zjeżdżalniach itp. atrakcjach. Zabawa była naprawdę niesamowita a wrażenia niezapomniane nawet dla nas dorosłych. Dla naszych najmłodszych był to wręcz jeden z najlepszych dni w ich życiu! ;D 

Sami zobaczcie jak w ciepłe miesiące  można u nas poszaleć w każdy weekend, a w wakacje nawet codziennie :)






Kolejne miejsca, które my uwielbiamy odwiedzać i robimy to w niemalże każdy weekend, to tutejsze okoliczne country parki. Są to fajnie zorganizowane parki poza miastem, wyposażone w parkingi, kawiarnie, toalety i obszerne place zabaw. Sporych rozmiarów zadbane tereny parkowe z lasami czy jeziorami i licznymi ścieżkami do spacerowania, a niekiedy i jazdy na rowerze oraz miejscami piknikowymi i grillowymi bardzo zachęcają do spędzenia  tam całego dnia. A niektóre z nich posiadają także dodatkowe ciekawostki, jak skalne dinozaury, czy oczyszczalnia wody i zorganizowany na niej wodny plac zabaw dla dzieci. 
Takich country parków w odległościach 10-15 mil od naszego miasta mamy do wyboru aż pięć, a dodatkowo jeszcze dwa rezerwaty przyrody i dwa lasy (w tym jeden z torem dla quadów ). 
W weekendy zatem nigdy się nie nudzimy :) 
A z naszymi majowo - czerwcowymi gośćmi udało nam się odwiedzić Sywell Country Park –  z pomysłowym filtrowym łóżkiem dla najmłodszych ;) Spędziliśmy tam wówczas bardzo miły wieczór i mimo chłodu urządzaliśmy nawet mini grilla.



W samym mieście natomiast, mimo że jest ono niewielkie, gdyż liczy niecałe 80 tyś mieszkańców (choć to stare dane sprzed 6 lat), nie brakuje również ciekawych miejsc z każdej kategorii. Mamy bowiem między innymi niewielką galerię sztuki, założoną dla lokalnego artysty Alfreda East już w 1913 roku, która obecnie prezentuje nie tylko jego liczne obrazy, ale także dzieła współczesnych artystów. Opodal jest także muzeum, gdzie można poznać fabryczno-obuwniczą oraz wojenną historię Kettering czy obejrzeć zbiory z wykopalisk prowadzonych na tych terenach. 
Fani zakupów natomiast obok dużego standardowego centrum handlowego i innych sklepików na Hight Street ( w tym licznych charity) mogą odwiedzić także niewielkie, ale wyjątkowo oryginalne centrum -Yards prowadzone przez lokalną społeczność i oferujące głównie lokalne produkty. 


Oprócz tego wszystkiego w mieście nie może oczywiście zabraknąć licznych typowo angielskich pubów, kawiarni i restauracji, wśród których można znaleźć kilka bardzo nietypowych perełek. I te zawsze polecamy naszym gościom, gdyż tworzą one niepowtarzalną atmosferę naszego angielskiego miasteczka.

Jak okazało się na początku czerwca na tych wszystkich atrakcjach i ciekawostkach tydzień potrafi bardzo szybko minąć. Nie wiadomo kiedy znów pojawił się wówczas weekend i plan na kolejne dalsze podróże czyli odwiedziny u Szekspira i w jednej z największych angielskich aglomeracji.
Ale o tym napiszę już w 3 części i mam nadzieję w przeciągu najbliższych dwóch tygodni a nie miesięcy :) Ponieważ jednak moje plany lubią się komplikować,a czas szybko kurczyć, to nie obiecuję na 100% 
 Co się jednak odwlecze to nie uciecze, więc do zobaczenia niebawem :D

środa, 14 czerwca 2017

Podróże małe i większe czyli nasz May half term

Wokół nas ostatnio spory chaos więc w głowie pojawia się coraz więcej pytań. Chwilowo jednak zamiast zastanawiać się niczym Hamlet  być czy nie być..w UK  i innymi pytaniami typu: unikać wszelkich dużych miast, zgromadzeń, koncertów czy żyć normalnie? oszczędzać czy może wydać majątek na samolot do Polski w grudniu? (bo już wiemy, że wtedy wyjątkowo ciężko jest być poza nią..) i czy zgodzić się na wycieczkę dziecka do lokalnego meczetu?? sięgam po zdjęcia pięknych miejsc i uciekam we wspomnienia dopiero co przeżytych tam miłych chwil.

Mieszkając w centrum Anglii mamy to szczęście, że pięknych i ciekawych miejsc w niedalekiej odległości nam nie brakuje, a dzięki posiadaniu od kilku miesięcy gościobusa ;) i dobrym drogom w każdym kierunku, w ciągu 1h czy 1,5 możemy już przenieść się do jednego z nich.
Dodatkowym impulsem do powrotów w te ciekawe miejsca  i odkrywania ich coraz dokładniej, jest zawsze przylot rodziny z Polski.  Zatem i tym razem, nie mogło być inaczej.
W trakcie naszego piątego half term holiday, czyli wolnego od szkoły tygodnia z dodatkowo jednym weekendem przedłużonym o poniedziałkowy bank holiday, (dokładnie od 28 maja do 4 czerwca) udało nam się siedmioosobową ekipą odwiedzić ok 7 niezwykłych miejsc - zatem dla każdego znaleźliśmy coś miłego :)

I właśnie o tych siedmiu wspaniałych miejscach ;) chciałam dziś nieco opowiedzieć. Ale żeby nie zasypać Was informacjami, napiszę w kilku częściach. A oprócz krótkich (w miarę ;) relacji, znajdziecie poniżej ciekawe fotki, które wybrałam z naszych zasobów oraz z ok 3 tysięcy (!) zrobionych przez naszych gości ;)

A zatem - w niedzielny poranek 28 maja udaliśmy się do Stansed, żeby odebrać naszych gości z lotniska, a potem tradycyjnie już ruszyć do położonego, w połowie drogi od naszego miasta, wyjątkowego i wiekowego angielskiego town czyli Cambridge. Dla nas stało się ono obowiązkowym punktem do pokazywania naszym kolejnym gościom, gdyż wszystkich urzeka ono architekturą i wyjątkowym klimatem.Według mnie, Cambridge jest nawet bardziej godne uwagi niż Londyn. 

Niezwykła architektura wiekowych collegów położonych malowniczo nad rzeką Cam, po której płynąc specyficzną gondolką, można je podziwiać, przywodzi mi na myśl poznański zamek i UAM ze względu na kolorystykę oraz mediolańską katerę z jej unikalnymi koronkowymi ornamentami. Niezwykłe kaplice i wnętrza niektórych uczelni, za odpłatą kilku funtów, w weekendy oraz wakacje są przeważnie dostępne dla zwiedzających. Warto zatem zajrzeć choćby do jednego wybranego, aby lepiej poczuć ten staroangielski uczelniany klimat miasta. Całkowicie za darmo natomiast można odwiedzić niezwykłe przyuniwersyteckie muzea, które bardzo polecam także dla ciekawskich dzieci (Museum of Archaeology and Anthropology z milionem najróżniejszych artefaktów, Sedgwick Museum of Earth Sciences z ogromnymi szkieletami stworów z czasów dinozaurów oraz zbiorami skamielin, minerałów i najróżniejszych typów skał zgromadzonych nawet przez samego Ch. Darvina i Museum Fitzwilliam z ogromnymi zbiorami praktycznie z każdej dziedziny sztuki począwszy od czasów starożytnych i z najróżniejszych zakątków świata).
Oprócz muzeów, warto jeszcze odwiedzić w Cambridge przepięknie utrzymany ogród botaniczny, a nawet spędzić na jego terenie cały dzień. Można tam bowiem, spacerując i podziwiając różnorodną większa i mniejszą roślinność w parku i tropikalną czy alpejską w specjalnych szklarniach, a potem wylegując się na trawie czy popijając kawkę w ogrodowej kawiarni, wyjątkowo miło spędzić pogodny dzień.

Cambridge to także miły spacer wzdłuż rzeki i podziwianie cumujących tam różnorodnych barek, nierzadko służących właścicielom za ich dom. To naprawdę niezwykłe miasto, w którym my mieliśmy okazję nawet trochę pomieszkać w wakacje 2015r. Kryje ono w sobie ogromną ilość atrakcji i najlepiej poświęcić mu cały długi weekend.
Co więcej można tam spróbować piwa produkcji mojego Męża. Obecnie warzone ono jest już nie w Cambridge, a ok 30 mil na zachód od niego, ale nadal pyszne piwo produkcji polskiego piwowara dociera do kilku tamtejszych pubów (obecnie dostępne było np. The Grain & Hop Store).  Także możliwość degustacji tego wyjątkowego kraftowego piwa to kolejny powód, dla którego warto odwiedzić Cambridge! :)

A teraz sami spójrzcie, że Cambridge to angielskie must see!







Dovedale – to kolejne wyjątkowe miejsce, gdzie postanowiliśmy zabrać naszych wyjątkowych ostródzkich gości. Jeśli Wy też kochacie górzyste tereny, zieleń i rzeki to na pewno Dovedale by się spodobało i Wam :)



Odkryta przez nas w zeszłym roku ta malownicza dolina rzeki Dove leży na skraju Peak Districk, a co najlepsze - jedyne 1,5h drogi na północ od naszego miasta w Northamtonshire!
Na miejscu, po krótkim spacerze wzdłuż rzeki, czeka nas przeprawa przez nią po steeping stones, a następnie wdrapywanie się na niewielki Thorpe Cloud, żeby podziwiać z góry piękne widoki na Dovedale.  Wejście łagodniejszą ścieżką jest możliwe nawet z czterolatkiem, więc naprawdę warto. A po pikniku na szczycie polecam jeszcze pospacerować wzdłuż rzeki, by okryć konary drzew pełne monet oraz skalne bramy i jaskinie. O ile oczywiście bardziej obfity shower Wam w tym nie przeszkodzi ;)





Kolejna atrakcja w okolicy to Ilam Hall and Park, który także zdecydowanie warto odwiedzić. A zwłaszcza jeśli lubicie stare angielskie dworki i spacery po pięknych terenach parkowych. Dworek niestety można podziwiać jedynie z zewnątrz, chyba że zdecydujesz się na nocleg w funkcjonującym tam hostelu. Do samego zmierzchu natomiast, można spacerować po ogrodach włoskich oraz pięknym terenie wzdłuż rzeki, wśród starych drzew i bujnej zieleni z kwitnącym akurat czosnkiem niedźwiedzim na czele. Dla dzieci dodatkową atrakcją jest nature playground oraz możliwość spotkania pasących się opodal owiec czy okrycie tajemnych schodków w wieży.  Dodatkowo do godziny 17 można odwiedzić tamtejszy tearoom i popijając herbatkę, czy kawkę ze słodkim co-nieco, (a w sezonie nawet z owocami prosto z ogródka zorganizowanego tuż obok kawiarni ) podziwiać niezwykły widok na góry.



W wiosce Ilam, mieszczącej się tuż obok parku, możemy jeszcze dodatkowo poczuć się niczym w małej Szwajcarii! A to  dzięki wyjątkowej zabudowie, stworzonej przez ówczesnego właściciela Ilam Hall, który prawie 200 lat temu zapragnął stworzyć sobie namiastkę ukochanej Szwajcarii i wybudować tuż obok posiadłości, domki na wzór zapamiętanych przez niego chat alpejskich.

Krótko mówiąc całość po prostu rewelacja!



wtorek, 9 maja 2017

Polish Heritage Day

W tym czasie poprzedniego roku planowaliśmy już w szczegółach i pewnie pomału się pakowaliśmy na nasz prawie sześciotygodniowy pobyt w Polsce. Aż nie mogę w to teraz uwierzyć , że były to aż dwa tygodnie spędzone całą naszą czwórką i w dodatku w tym prawie tydzień na pięknym i niezapomnianym ( dla nas polskim Zachodnim Wybrzeżu. Był to podobnie jak kwiecień tego roku, niezwykły okres i choć jechaliśmy w tamte strony trzeci raz (pierwszy z dziećmi) to odkryliśmy po raz pierwszy uroczy Goleniów, piękny Szczecin, a dzieciaki również miejsce, gdzie 20 lat temu spotkali się pierwszy raz ich rodzice, czyli maleńkie Pustkowo i jego piękną okolice - Trzęsacz, Niechorze. Na koniec dotarliśmy jeszcze do naszego ukochanego Poznania, a potem resztę czasu spędzaliśmy już w naszym rodzinnym nadwiślańskim grodzie, ciesząc się jego urokami i rodziną, ale jednocześnie codziennie przerabiając z synem program pierwszej klasy. W tamtym roku mogliśmy sobie na to wszystko pozwolić bowiem starszy syn od końca grudnia spełniał swój obowiązek szkolny poza szkołą, czyli po prostu jego nauka odbywała się w formie edukacji domowej. Ale szerzej o tym może uda mi się napisać w innym już poście, bo dziś usiadłam przed komputerem z innym zamiarem. A mianowicie chciałam napisać parę słów o ważnych dla Polaków mieszkających w UK dniach, które miały miejsce w miniony weekend. Byłam pewna, że jest to kolejna edycja takich obchodów, które w 2016 jakimś cudem przeoczyliśmy ze względu na zaaferowanie przygotowaniami do długiego wyjazdu do Polski (o którym napisałam powyżej) i właśnie chciałam wygooglować dokładnie która to edycja, żeby Wam tu pięknie nakreślić historię tej inicjatywy,  ( przyznaję się, że wcześniej tego nie doczytałam) a tu takie zdziwienie! Okazuje się bowiem, że uczestniczyliśmy  w historycznych pierwszych obchodach Polish Heritage Day!


Jak było można przeczytać w marcowej informacji na stronie MSZ - 
"Projekt ma na celu ustanowienie na terenie Wielkiej Brytanii corocznych obchodów związanych ze Świętem Narodowym 3 Maja. W jego ramach skoordynowane zostaną przedsięwzięcia prowadzone przez polskie organizacje, szkoły sobotnie i parafie na terenie UK. Projekt będzie realizowany rokrocznie, w każdy pierwszy weekend po 3 maja, by na trwale zagościć w kalendarzu lokalnych wydarzeń jako Polski Dzień w Wielkiej Brytanii.
Celem akcji jest wspólne świętowanie przez polską społeczność Dnia Polonii i Polaków za Granicą oraz Dnia Flagi RP przypadających 2 maja, jak i Święta Konstytucji 3 Maja. Upamiętnijmy wspólnie dziedzictwo przeszłych pokoleń i współczesny, pozytywny wkład Polaków w życie kulturalne, gospodarcze i społeczne Wielkiej Brytanii."

Dziwi mnie nieco fakt, że dopiero teraz powstała inicjatywa takich obchodów. Być może ma ona coś wspólnego z wizją bliskiego Brexitu i w związku z tym odczucia większej potrzeby wzmacniania pozytywnych relacji polsko - angielskich. W każdym razie pomysł jest ciekawy i od razu zaangażował wiele polskich społeczności i organizacji z licznych angielskich miast. 
Niestety w naszym niewielkim miasteczku takie obchody się nie pojawiły, więc udaliśmy się do oddalonego o 25 mil Bedford. Gdy tylko dotarliśmy do centrum miasta,  zaskoczył nas i jednocześnie wzruszył widok polskiej flagi, umieszczonej na budynku tutejszego Town Hall.


Po zaparkowaniu auta, udaliśmy się na główny deptak, gdzie ponownie zostaliśmy zaskoczeni. Były tam bowiem liczne stragany z jedzeniem, jednak z najróżniejszych zakątków świata. Jedynie jedno stoisko było polskie i świeciło już praktycznie pustkami w asortymencie, więc szybko postanowiliśmy coś przekąsić. Nie mieliśmy jednak szczęścia, bo osoba przed nami zamówiła ostatnią porcję polskich pierogów. 
Udaliśmy się zatem dalej w poszukiwaniu miejsca obchodów Polskiego Dnia. Po krótkim spacerze dotarliśmy do reprezentacyjnego białego budynku z kolumnami, obwieszonego małymi biało-czerwonymi flagami i niewielkim napisem - Polish Heritage Day. W środku trwało akurat przedstawienie dla dzieci nawiązujące do polskich legend. Po nim odbył się quiz wiedzy o prezentowanych legendach, prowadzony przez Smoka Wawelskiego ;) Następnie dzieci mogły zrobić sobie z nim zdjęcie i nieco poćwiczyć kroki polskich ludowych tańców jak Polonez, Mazur czy Oberek. A potem zaczęły się już występy muzyczne polskich lokalnych wykonawców.



W między czasie dzieci mogły poddać się jeszcze malowaniu buzi (szkoda jednak, że nie były to postacie z polskich legend czy historii, bo dużo bardziej pasowałyby one do obchodów niż batman, pirat czy motylek) i poobiadać się biało-czerwonymi goframi i babeczkami czy tradycyjną watą cukrową i popcornem ;)
Dorośli natomiast w tej sympatycznej atmosferze mogli porozmawiać z przedstawicielami polskich firm działających w UK, zobaczyć a nawet spróbować ich produkty,  a także dowiedzieć się czegoś o działalności polskiej szkoły w Bedford czy stowarzyszenia The Polish Language and Culture Association.

Myślę, że jak na pierwsze takie obchody, było to całkiem fajnie zorganizowane wydarzenie, a kolejne będą jeszcze ciekawsze, zarówno dla Polaków tu mieszkających, jak i innych społeczności.
Mam także nadzieję, że w przyszłym roku w te majowe obchody, organizowane po ważnych dla Polaków Świętach - Dniu Polonii i Polaków za Granicą oraz Dniu Flagi RP, przypadających 2 maja, jak i Święta Konstytucji 3 Maja, zaangażuje się na Wyspach jeszcze więcej naszych Rodaków ze wszystkich angielskich miast i miasteczek. A wszystko po to,  by zgodnie z założeniami Polskiej Ambasady w Londynie "pokazać innym społecznościom, co najlepsze w naszej kulturze i narodowym charakterze".

Pozdrawiam majowo i ciepło! (choć za oknem było w ciągu dnia jedynie 12 stopni tego ciepła) Bo tęsknymi myślami już jestem w odległym jeszcze, ale za to mam nadzieję gorącym polskim sierpniu :) 




wtorek, 2 maja 2017

Witaj maj, piękny maj! - czyli podsumowanie niezwykłego kwietnia :)

Kwiecień, plecień... i po kwietniu! I całe szczęście - powie pewnie większość z Was. Ten wiosenno – zimowy miesiąc bowiem, w tym roku wplatał prawie samą zimę, jedynie odrobinę wiosny, a lata wcale - także tu na Wyspach. Wprawdzie do końca nie wiem jakie były pierwsze siedemnaście dni kwietnia w UK, ale końcówka bardzo nas straszyła lodowatym wiatrem i kilka razy nawet gradem. Na szczęście właśnie zaczął się nam maj i życie znów stanie się piękniejsze i cieplejsze przede wszystkim :) Może powinniśmy więc zaśpiewać – Witaj maj, piękny maj! U Polaków błogi raj.. i uwierzyć w ten tekst patriotycznej pieśni, by się nam wreszcie ziścił w maju ten raj, niczym samospełniające się proroctwo ;)

Wracając jednak do kwietnia, bo o nim ten tekst, może nie przyniósł on nam letnich dni, ale za to masę innych pięknych rzeczy i mimo kiepskiej pogody, dla naszej całej czwórki był to miesiąc niezwykły. Przede wszystkim dlatego, że już pierwszego dnia wyruszyliśmy na bliski nam wschód, czyli najpierw do East Midlands, a potem pierwszy raz w tym roku wystartowaliśmy z angielskiej planety do Polski. A gdy tylko dotarliśmy do centrum naszej Ojczyzny, ruszył natychmiast kalejdoskop posiedzeń, spotkań, odwiedzin i przemieszczania się z miejsca na miejsce. I tak przez pięć dni, aż nadszedł czas na naszą wielką podróż, ale tym razem już tylko we dwoje. Po piętnastu wspólnych latach, w tym dziesięciu małżeńskich i ponad ośmiu, w trakcie których nie spędziliśmy sam na sam ponad dwóch całych dni (bo weekend bez dzieci z raz albo dwa może nam się przytrafił) postanowiliśmy zaryzykować, zaszaleć i skazać się jednocześnie jedynie na swoje towarzystwo, aż na pięć dni! Czyste szaleństwo, zwłaszcza że te kilka dni mieliśmy spędzić w niewielkim śródziemnomorskim kraju, będącym miksem biało-czerwonych barw i angielskich akcentów, gdzie wieje zarówno europejski jak i afrykański wiatr, a cywilizacja sięga 5 tyś lat wstecz. I oczywiście, żeby nie było za nudno i za mało wrażeń, zaplanowaliśmy ten rocznicowy pobyt tylko we dwoje, nie by totalnie poleniuchować, ale przy okazji odrobinę poznać inny kraj czyli sporo się przemieszczać również na piechotę. Ostatecznie nasz maltański wypad stał się też małym rekonesansem przed powrotem tam kiedyś z dziećmi.
Potwierdza to naszą przypadłość sprawiającą, że jeśli już mamy jakąś ciekawą możliwość, staramy się ją maksymalnie wykorzystać. Komplikujemy sobie tym oczywiście odrobinę życie, bo często odbywa się to wszystko w biegu, a czas nasycony jest ponad miarę wrażeniami. Potem organizm może aż przez tydzień się regenerować, bo przecież nie jest już młodziutki, ale i tak uważamy, że warto. Nikt z nas bowiem nie wie ile ma czasu tutaj i czy pewne możliwości jeszcze się powtórzą, nawet jeśli chodzi o te najbardziej prozaiczne, jak napicie się z kimś kawy czy wódki, wspólny śmiech i taniec. Trzeba zatem kolekcjonować niezwykłe chwile z podróży czy spotkań z bliskimi, zwłaszcza jeśli zdarzają się one raz na kilka miesięcy czy nawet lat.
I dlatego cieszy mnie niezwykle fakt, że w ciągu moich jedenastu dni spędzonych w kwietniu w Polsce, udało się tyle spotkań, a mocno smuci to, że z niektórymi mimo pięciu miesięcy naszej nieobecności i wizji kolejnych czterech, się nie zobaczyliśmy. Nasz pobyt na emigracji zaczyna się chyba pomału okazywać sposobem na weryfikację, które relacje rodzinne i przyjacielsko – koleżeńskie powinniśmy pielęgnować, poświęcać im energię i cenny czas w Polsce, a którym już nie...

A zatem podsumowując – mój kwiecień w 2017 to pięć dni w Polsce, pięć dni na Malcie i znów sześć w Ojczyźnie. W trakcie tych jedenastu w`PL odbyło się osiemnaście spotkań w pięciu różnych miejscowościach. A przez całe intensywne szesnaście, do momentu powrotu do naszego angielskiego miejsca zamieszkania, sporo było też samego przemieszczania, bo aż pięć lotów samolotem, pociąg Kutno - Poznań, bus Wawa - Płock, ok 200km autem i pewnie podobna ilość przejechana autobusami na Malcie i kilkanaście kilometrów piechotą. Świętowaliśmy w tym czasie też kilka ważnych okazji – Wielkanoc, naszą cynową rocznicę ślubu, urodziny.. A wszystko to było możliwe dzięki naszym najbliższym i ich dużemu wsparciu. Doceniamy to mocno szczególnie teraz kiedy na co dzień tego wsparcia i pomocy nie mamy... Dziękujemy :)
Końcówka kwietnia wplotła jeszcze jedno niewielkie zdarzenie, o którym muszę wspomnieć. A miało to miejsce tydzień po naszym powrocie, kiedy mój organizm dochodził pomału do równowagi i próbował zregenerować nadwyrężoną mocno energię po tych ponad dwóch szalonych tygodniach kwietnia. Udało się jednak znaleźć odrobinę sił, by domknąć sprawę rozpoczętą w marcu i ruszyć wreszcie z małym szydełkowym kącikiem na internetowej stronie z najróżniejszymi wyjątkowymi rzeczami produkowanymi przez kreatywnych ludzi. Taki mały angielski owoc naszej emigracji - ciekawe więc co z niego wyrośnie? ;) Jeśli macie ochotę zajrzeć, a potem może podzielić się jakimiś uwagami czy polecić zwłaszcza angielskim znajomym to serdecznie zapraszam na justSoCrochet :)

Kwiecień, w tym roku, był dla nas zatem bardzo hojny, bo podarował naprawdę wiele. Liczymy, że maj, mimo niezbyt serdecznego powitania, będzie dobrym czasem i prócz kolejnego half term break i gości z Polski przyniesie też dużo miłych, słonecznych dni. I tego właśnie majowego raju życzę nam wszystkim :) Pozdrawiam ciepło!

niedziela, 26 marca 2017

Mothering Sunday

Niespodzianki przygotowane
przez moich Synów :)
Dziś na Wyspach była wyjątkowa niedziela. Brytyjczycy bowiem zawsze na trzy tygodnie przed Wielkanocą ( a nie jak większość świata w drugą niedziele maja lub 8, ewentualnie 21 marca) świętują swój Mother's Day.
Dzisiejsza niedziela pierwszy raz była wyjątkowa i dla mnie. Podobnie jak angielskie mamy i ja z tej okazji zostałam uhonorowana pięknymi laurkami i prezentami, przygotowanymi przez moich Synów w ciągu tygodnia w szkole. 
Polska podobnie jak Wielka Brytania w kwestii  terminu Dnia Mamy jest wyjątkiem. O 26 maja nie da się chyba zapomnieć nawet po kilkunastu latach mieszkania zagranicą i nie zamierzamy rezygnować ze świętowania również w tym terminie. Przykro jest, jeśli w żadnym z tych dni człowiek nie może pójść by wyściskać swoją Mamę, ale pociesza bardzo myśl, że kolejna niedziela będzie już tą spędzoną u Mamy :) A przeciez wiadomo, że nie ma jak u Mamy..

Mimo wszystko jednak, możliwość świętowania dodatkowo Mothering Sunday i podwójnie Children's Day czy Fathers Day  jest według mnie, jedną z fajnych zalet mieszkania w UK :) 


piątek, 24 marca 2017

Tydzień dzielenia się :)

Akcja Share Week, a tak naprawdę weeks, jeszcze trwa. Za krótko przebywam w tych całych sferach blogo (choć teoretycznie na bloggerze jestem od 2014r ;), żeby na poważnie wziąć w tym udział. Odwiedzając jednak bliskie mi strony, dowiedziałam się o tej akcji dzielenia się blogerów i  inicjatywa powstawania w ten sposób listy godnych uwagi twórców, bardzo mi się spodobała. Tym bardziej, że mijający tydzień, mimo bardzo przygnębiającego londyńskiego wydarzenia, był dla mnie pełen drobnych, inspirujących zdarzeń, dodających cały czas energii do działania. Kumulacja tej energii właśnie, obudziła we mnie chęć podzielenia się z Wami takim oto tekstem - moje inspiracje, cz.1 .

poniedziałek, 20 marca 2017

Życie

Podobno pierwszy rok na emigracji jest najtrudniejszy. ..


Zatem dziś optymistycznie mogłabym stwierdzić, że prawie 3 miesiące temu ten najtrudniejszy pierwszy rok został już za nami. A ile jeszcze przed nami? Tego nie wiemy i na razie nie planujemy. Choć znaleźliśmy się na Wyspach myśląc: to tylko wyjazd tymczasowy, nie na zawsze... Po roku jednak to nie na zawsze jest wypowiadane już z mniejszym przekonaniem, a w głowie kiełkują myśli, że na świecie jest przecież nieskończona ilość ciekawych i pięknych miejsc..


Cały tekst znajdziesz tutaj

Zapraszam do lektury :)